sobota, 6 kwietnia 2013

Żakiet prawie pełnoletni ...

W święta odwiedziłam rodziców, jak zwykle. Jak to w święta, dużo rozmów, jedzenia, śmiechu .. właściwie nie było czasu na nic innego.
Ale znalazłam chwilę na pogrzebanie w moich skarbach. I wygrzebałam TO:


Wygląda żałośnie. Ale to jest najprawdopodobniej mój pierwszy uszyty żakiet :)
Zapewne pomagała mi jeszcze mama, co nie uchroniło mnie od wielu, wieeelu błędów.
Nie wiem jak moja mama wytrzymywała moją naukę szycia, ja byłam dość uparta i czasem puszczałam jej rady mimo uszu. Co się później kończyło różnie, najczęściej źle ;)

Żakiet przywiozłam ze sobą, wyprałam (pierwszy raz ... do tej pory założyłam go może raz i wylądował w szafie i tak sobie tam wisiał ...) i jak widać, od razu jeden z moich błędów dał o sobie znać - skurczona podszewka w rękawach (na kadłubku na szczęście był zapas).
Ale mam plany  dotyczące tego "dzieła". Chciałabym ten żakiet trochę naprawić i przystosować do noszenia. Ciekawe czy mi się uda :D


Czy warto? Nie wiem, ciężko mi powiedzieć, czy będę go nosić, ale spróbuję.
Chciałabym na pewno poprawić rękawy (na szczęście jest zapas w rękawie, wystarczy wypruć podszewkę i wszyć ją dalej) i trochę dopasować żakiet do talii.
Może dziwne się wydawać, że jest on taki duży i luźny skoro ja będąc nastolatką byłam chudsza od manekina, ale ... po pierwsze w latach 90 panowała moda na takie pseudo męskie fasony a po drugie ... no cóż .. moja głupota :D
Mając naście lat zabierałam się do szycia trochę bezmyślnie :) krojąc żakiet, za namową mamy zostawiałam dosyć spore zapasy na szwy (ok 1,5cm) żeby w razie czego było co poprawiać, ale szyjąc już o tym nie pamiętałam i jak znam siebie z tamtych czasów to szwy mają mniej niż centymetr ... i takim oto sposobem wyszedł mi wór :)
Tyle, że teraz ten wór jest całkiem w moim rozmiarze, tylko trochę bezkształtny. Jeśli mi się uda dopasować go delikatnie w talii powinien całkiem nieźle wyglądać. Chciałabym nosić go jako okrycie wierzchnie, na ciepłą wiosnę (której chyba wszyscy nie możemy się doczekać :) )


I jeszcze na koniec, zdjęcie ostrzegawcze - jak nie należy wykańczać podszewki :D
Ale jak byłam beztroską nastolatką to mało mnie obchodziło co jest w środku, skoro tego nie widać ;)

Mój blog staje się po trochu poradnikiem jak NIE należy szyć, ale może w taki pokrętny sposób ktoś jednak z tego skorzysta ;) ja skorzystałam już dawno, ciągle uczę się na swoich błędach :)

Pozdrawiam weekendowo!





5 komentarzy:

  1. Teraz są modne takie luźne, może się przekonasz i zaoszczędzisz czas na poprawkach, a zaoszczędzony czas przeznaczysz na uszycie czegoś nowego :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ale ja go i tak muszę poprawić, choćby te rękawy, które podszewka ciągnie :) przy okazji dopasuję delikatnie do talii i poprawię podszewkę na dole o ile dam radę.
      Już rozprułam :D w środku obraz nędzy i rozpaczy. Szwy tak jak myślałam, poniżej centymetra :D jakim cudem toto w miarę na mnie leży to nie wiem :D

      Usuń
  2. Ja też mam takie szwy hahahah :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Odpowiedzi
    1. Walczę .. ciągle ..
      W środku taki burdel,że ciężko to uratować, ale coś się zrobi :)
      I po raz kolejny utwierdziłam się w przekonaniu, że dużo łatwiej uszyć coś od początku niż coś przerobić, a zwłaszcza tak spartoloną rzecz :D
      Aż się dziwię, jakim cudem toto w miarę leży :D może dlatego, że to sztruks, który tam, gdzie trzeba było się ponaciągał i nie widać, że jest wszystko krzywo
      :D

      Usuń